Mary Sue – Bardzo Smoothna Piosenka Re’Troll
Autorem tekstu jest Łukasz Kołodziej. Uwaga wulgaryzmy! 😉
Mary Sue, Mary Sue, gdzie biegniesz piękna, smutna Mary Sue… Ten popularny cytat, który przed chwilą wymyśliłem prowadzi nas do niezwykle ważkiego tematu, jakim jest (i tu niespodzianka) Mary Sue. Albo Marysia Zuzanna. Kim jest ta urocza pannica, która z filuternym błyskiem w oku przewija się przez większość settingów i scenariuszy, przez jakie przyjdzie nam przejść (zwłaszcza w grach początkujących autorów…)?
Otóż, najkrócej rzecz ujmując, jest postacią… fajną. Zbyt fajną. Fajną do porzygania, kradnącą show wszystkiemu dookoła, przyczyną i rozwiązaniem wszystkich ważkich problemów świata…
Dziś będzie smutny i chujowy artykuł bez happy endu, bo lubię od czasu do czasu ponarzekać…
No więc mamy te wszystkie wyidealizowane, cudaczne postacie, ich zwierzątka, opiekunów, lokajów, całe światy poukładane pod tę jedyną wspaniałą
Skąd to się bierze? Z marzeń, kurwa, a skąd indziej do chuja pana miałoby się brać? Siedzi taka pannica, lat czternaście do czterdziestu sześciu, czyta książki, ogląda anime i marzy o księciu z bajki – bo te chłopaki w szkole/żętelmeni z biura tacy ohydni, nieciekawi, za grosz w nich poezji i ani jednej super-mocy, nie tak jak w książkach i w anime, szkoda gadać. W lustrze też zwykle nie ma szału – zbyt ładna, żeby zostać feministką, ale za brzydka na klasową ladacznicę – a krew nie woda i hormony domagają się, żeby je na coś ukierunkować. Zaczyna więc rodzić się fikcja. Silny, opiekuńczy, idealny mężczyzna i delikatna, zadziorna, z ironią patrząca na świat dziewczynka, czasem o lodowym, a czasem tylko złamanym i skrzywdzonym przez okrutny świat sercu. Ona, oczywiście, zbyt dużo umie i ma zbyt wielkie, słodkie oczy, włosy czarne, rude albo w kolorze, o którym nie śniło się filozofom i tak dalej. Najpewniej umie wszystko, a w każdym bądź razie za dużo, albo dysponuje jakąś niesamowitą mocą, nekromancją czy innym takim gównem – w każdym razie jest takim badassem, że wszystkim wokół pozostaje paść na pysk i ukorzyć się przed jej mroczną zajebistością. W skrócie, bo można ten temat rozwijać i rozwijać, mnożyć przykłady, wymieniać kolejne książki, RPGi i bóg wie co jeszcze (w filmach mało, bo gimnazjaliści nie mają budżetów na takie przedsięwzięcia…). W każdym bądź razie, z połączenia nadmiernie wygórowanych oczekiwań wobec świata, niezadowolenia z tego, kim się jest i napompowanej groszowymi romansidłami wyobraźni nie może wylęgnąć się nic społecznie akceptowalnego. Aaa, dupadupadupagówno, mam was, nie znacie się, bo taki dajmy na to Elminster Aumar, największy z magów Zapomnianych Krain, to też jest Mary (Larry?) Sue. Bo kimże jest ten brodaty starzec, jeśli nie odzwierciedleniem równie brodatego i niemal tak samo starego Edka Greenwooda, które umieścił w swoim własnym świecie? Przesadnie potężny, pozbawiony wad, nawet dymem z fajki zdolny zajebać brontozaura – coś wspaniałego. Będzie już parę dekad jak rozwiązuje za postacie graczy wszystkie questy mające jakikolwiek wpływ na losy tego świata. No, jeszcze do spóły z Drizztem… I kupa ludzi tego gościa naprawdę uwielbia – szkoda gadać… Jak widać, nawet najlepszym zdarzają się pomyłki – i to grube. Wizardzi deklarują, że będą się powoli wycofywać z omnipotentnych NPC, na rzecz oddania graczom większej władzy w kwestii tego, jak będą toczyć się losy ich ulubionego uniwersum (i wszystkich innych, jakie zdecydują się poruszyć, kiedy gwiazdy już będą właściwe). Zobaczymy…
No anyway, chciałem zwrócić uwagę, że Mary Sue może zepsuć nawet fajny pomysł na grę, zarżnąć ciekawy świat i zniechęcić graczy oraz czytelników do młodocianej autorki (albo autora, bo mimo że rzadziej, to i takie przypadki się zdarzają). I w związku z tym, panowie, moja prośba – ruchajcie brzydkie dziewczyny, bo inaczej one siedzą same w domu i piszą takie teksty, które ja potem muszę czytać…
Ale tak serio – zjawisko Mary Sue to poważny problem i wiele dobrych uniwersów, opowiadań i sesji zostało zarżniętych przez przesadnie wyidealizowane, overpowerne postacie, (zwłaszcza NPCe…). I nie ma na to niestety żadnego lekarstwa, poza edukowaniem młodych autorek i autorów, pokazywaniem dobrych wzorców i cierpliwym niańczeniem, prowadzeniem krok po kroku, za rękę, do ziemi obiecanej i tworzenia z sensem i na poziomie. I powiem wam, że w większości przypadków to się nie uda. Niejedno naćpane hormonami dziecię prędzej przestanie tworzyć i zapadnie w ktulaszczy leterg, niż pozwoli sobie odebrać swoje kryształowe ludziki. Alternatywy? Możecie ruchać brzydkie dziewczyny…
Miłego wieczoru
P.S. Jeżeli nie wiesz, o co chodzi z tym artykułem, to przeczytaj go jeszcze raz. A potem weź pomóż jakiemuś młodemu, zdolnemu szczeniakowi albo pustej pannie z różowo – czarnym blogiem rozwinąć skrzydła. Autorzy nie staną się lepsi, jeżeli nikt nie zaoferuje im chociaż szansy wydostania się ponad kanał, w którym się rodzą. Zapamiętaj to sobie, mecenasie.
To ty możesz dopisać happy end do tego artykułu.
Źródło: http://alembikrpg.blogspot.com/2013/05/mary-sue-bardzo-smoothna-piosenka.html
Za dużo przeklinania a za mało treści ^^ Gdyby ludzie mieli realizmem kierować się w swoich fantazjach to po co by im były te fantazje, realizmu mamy pod dostatkiem w rzeczywistości 😉
uśmiałam się 🙂 no i masz rację, opisałeś dokładnie dwunastoletnią mnie 🙂
uśmiałam się 🙂 no i masz rację, opisałeś dokładnie dwunastoletnią mnie 🙂