Erotyka w Vallheru
Wpis, zgodnie z tytułem, powstał na 48 edycję Karnawału Blogowego RPG, prowadzoną przez Beamhita. Spisany został na podstawie ośmiu lat erpegowania przez sieć na różnych serwerach, mutacjach i odmianach Vallheru, gdzie gracze zdarzali się bardzo różni, ale reakcje na erotykę były podobne. Będę pisał w czasie przeszłym, ale zakładam, że ludzie nie zmienili się zbytnio i dalej podchodzą do spraw seksu w grze w identyczny sposób, jak lata temu.
Erotyka wyśmiewana
Na grach na silniku Vallheru generalnie uznawało się, że elementy erotyczne na sesjach nie powinny się pojawiać. Bo są głupie, dziecinne, dobre dla gówniażerii rozkochanej w pornolach i niegodne Poważnych Graczy. Poruszenie tematu na shoutboxach forumowych skutkowało wyśmiewaniem miłośników „cyberków”, stąd jeśli ktoś się na takowy zdecydował, to tylko w zamkniętych wątkach sesyjnych, albo za pośrednictwem prywatnych wiadomości.
Obrywało się również osobom odgrywającym postacie dziwek. Wystarczyło, by w tym samym czasie zalogowane były i w miarę aktywne trzy, a zaczynał się lament na – entą z kolei – „inwazję ladacznic”. Plus standardowe narzekania na nieciekawe postacie (bo ladacznica nie może być interesująca) czy chwytanie graczy do sesji na najniższe możliwe instynkty. Co, biorąc pod uwagę, że niektórzy mieli problem ze znalezieniem towarzyszy do gry, bywało problemem. Wiele z serwerów umożliwiało mechaniczny wybór nierządnej profesji, jednak zdarzały się takie z restrykcyjną polityką na temat erotyki. W związku z tym jeśli na stronie głównej nie widniał znaczek „18+”, to ladacznicą grać nie można było pod groźbą bana.
Ale i tak nimi grano, tylko niejawnie.
Jednocześnie osoby odgrywające ladacznice były często najbardziej obleganymi. Wystarczył sugestywny avatar dla postaci oraz parę linijek opisu, by natychmiast znalazła się masa graczy (a czasem i graczek) chętnych do popisania z nimi sesji, czy to w formie krótkich scenek, czy też długich, rozbudowanych historii z erotyką w tle. Jednak przyznanie się do czegoś takiego z pewnością byłoby publicznie wyśmiane, dlatego jeśli ktoś nie miał rangi Mistrza Gry (albo pokrewnej) i nie prowadził sesji z obowiązku, to raczej nie pisał o tym, że chodzi „na dziwki”. Rangowym wybaczano, w końcu to ich praca.
Szczególnie problematyczne były organizacje zrzeszającego tego typu postacie, które z automatu stawały się obiektem szyderstw. Pół biedy, jeśli istniał, na przykład, dokładny cennik usług albo w inny sposób ujęta oferta cechu czy inszej gildii. Wystarczyło, że jedna z odgrywających ladacznicę osób była kłótliwa albo ogólnie nieprzyjemna, a zaraz oskarżenia padały na resztę. Fakt grania dziwką był tylko dodatkowym argumentem przeciw. Bo ladacznica nie mogła być ciekawą postacią, skoro profesja ta nastawiona była jedynie na pisanie erotycznych sesji. Bo wybieranie jej dowodziło niedojrzałości umysłowej. Bo pewnie za avkiem seksownej elfki krył się facet. Bo… Niektóre osoby próbowały się przed tym bronić, zapisując w profilach wyraźną adnotację, że chętnie przyjmą sesje niezwiązane z profesją, ale było to tylko doraźne rozwiązanie.
Erotyka różnorodna
A szkoda (i piszę to bez sarkazmu), bo Vallheru najczęściej reprezentowało jeden z wielu nurtów fantasy, a co za tym idzie dawał bardzo szerokie, niespotykane w rzeczywistym świecie możliwości w zakresie pisania scen dla dorosłych. Jeśli gracze mieli ochotę, to w czasie sesji mogli korzystać z magii, mogli odwiedzać prostytutki należące do ras odzwierzęcych, mogli odgrywać upojne noce w ruinach antycznych miast, na tronach Złych Lordów, w mrocznych podziemiach. Ktoś chciał scen kojarzących się z Conanem? Nie ma problemu. Ktoś miał ochotę upodlić swojego cnego paladyna rękoma uroczej nekromantki? Proszę bardzo. Ktoś chciał opisać orgietkę w karczmie z udziałem trzydziestu strażników miejskich, kobiety o czterech piersiach i kontrolowanych przez demona tentakli? Droga wolna, tam jest guzik poczty, a tu klawiatura.
Ludzi ograniczała w praktyce jedynie wyobraźnia, z której chętnie korzystano. Gdzieś w pamięci mam wspomnienia graczki, która urządziła trójkącik elfki, licza i kogoś jeszcze. Bo mogła i chciała. A że ludzi ciągnęło do różnych rzeczy, to jedni opisywali wszystko z anatomiczną precyzją, podczas gdy reszta pozwalała sobie na nieco niedopowiedzeń, dzięki czemu każda sesja „była jak pudełko czekoladek. Nigdy nie było wiadomo, na co się trafi”.
Z drugiej jednak strony istniał zbiór motywów traktowanych śmiechem. Nalepkę durnych miały, na ten przykład, jeziora w środku lasu z kąpiącymi się w nich elfkami. Albo inne, w ten czy inny sposób kojarzące się z romantyzmem scenki, traktowane jako naiwne, niepoważne albo nudne. Wiele tu zależało od osobistych preferencji, jak zawsze, jednak często się zdarzało, że w ustaleniach przedsesyjnych padały zdania w rodzaju „tylko nie romantyczne spacerki przez las”. Co zresztą tyczyło się sesji w ogóle, gdyż „spacerki” traktowano jako zwyczajnie nudne.
Erotyka uległa
Obok ladacznic, kurtyzan i dziwek (bo to nie to samo) pojawiali się czasem przedstawiciele dość nietypowej klasy postaci, a mianowicie niewolnicy. Byli oni zjawiskiem o tyle ciekawym, że niewola nie wiązała się z długiem bankowym albo nakazem MG. Gracz miał kaprys, gracz tworzył niewolnika, gracz pisał bardzo sugestywny profil i czekał na właściciela. Znaczy właścicielkę, bo to zazwyczaj było tak, że facet oddawał (się) kobietom, a kobiety facetom. Potem jej imię oraz ID (liczba porządkowa na serwerze, numer konta) i tłumaczył, że ma panią i nie szuka nowej. Albo urządzał konkurs na nową, jak stara z niego zrezygnowała. Albo pisał, że jedną ma, ale może mieć więcej. Niby nie chodziło tutaj o erotykę, ale umówmy się, że jeśli mężczyzna tworzy taką postać, to chodzi mu o bycie zawłaszczonym i zdominowanym, czytaj erotyczną podnietę.
Co ciekawe, niektórzy niewolnicy wyraźnie zaznaczali, że nie chcą sesji uwalniania, żadnego skrytego uczucia między panią i sługą i tym podobnych bzdur, bo nie po to tworzyli sobie kajdaniarza, żeby go zaraz ktoś kajdan pozbawił, dał ciepłe łoże, masę kasy na nowe życie i tak dalej. Co, przynajmniej dla mnie, brzmi całkiem sensownie.
Erotyka symultaniczna
Vallheru znaczy sieć, znaczy możliwość pisania z wieloma osobami jednocześnie. Nie stanowiło problemu prowadzenie jednej, dwóch, a nawet i pięciu sesji erotycznych w tym samym czasie. Niektórzy pisali i po sto wiadomości dziennie, inni byli bardziej pod tym względem ograniczeni, co oczywiście zależało od osobistych preferencji. Przede wszystkim zaś nie istniał żaden problem z przerwaniem takiej sesji. Wystarczyło nie odpisać. Albo wstawić tekst, po którym droga strona dałaby se siana z odpisaniem. Jako, że erotyki były pisane prywatnie, to nie istniał również problem ze zignorowaniem skutków takowej sesji. Odpadały więc kwestie niechcianych ciąż czy innych alimentów, gdyż jedna strona mówiła „nie zgadzam się”. Zazwyczaj wystarczało. Ewentualnie kończyło się natrętnymi wiadomościami, które wystarczyło wywalić do kosza.
Z tego też powodu jeśli jakaś strona nie chciała gwałtów, to nie musiała uczestniczyć w sesji, ewentualnie przerwać w trakcie „bo tak”. Nikt jej nie zmuszał, zawsze mogła znaleźć innego towarzysza do gry. Ewentualnie zmienić postać, jeśli natręt nie dawał spokojnie grać, a w ostateczności przenieść się gdzie indziej. Dla osób piszących tylko na poczcie wbrew pozorom nie było to zbyt problematyczne, jeśli nie liczyć konieczności zerwania starych kontaktów.
Erotyka bezwstydna
W czasie sesji na żywo ludzie patrzą sobie w oczy. Niektórych w takiej sytuacji sceny erotyczne krępują. Vallheru to sieć, czytaj odległość. W takim wypadku nie było problemu, by bliskie sobie osoby napisały kilka pikantnych tekstów, mogących nawet rościć sobie prawo do miana dobrej literatury. Dodatkowo było to RPG, a co za tym idzie gracze nie czuli, że opisy tyczą się ich samych. Przyjęcie założenia, że mamy do czynienia z czymś na kształt wspólnie tworzonego opowiadania pozwalało na bardzo dużą swobodę i ograniczenie, a nawet całkowite wyeliminowanie pojęcia wstydu. W pewien sposób nawet zbliżało ludzi, chociaż trudno postawić tutaj ogólny wniosek, gdyż efekty pisania zależały, jak zwykle, od uczestników.
Erotyka życiowa
Zdarzało się również, że wydarzenia z życia przenosiły się na grę. Pamiętam sytuację, gdy bliska graczce osoba powiedziała mi, że ciągu dalszego sesji nie będzie, bo osoba, z którą pisałem, miała z tematem złe wspomnienia. Nie było tutaj negatywnych emocji, jak ktoś mógłby zaraz zasugerować, a jedynie proste stwierdzenie faktu i przerwanie opowieści. Jestem również przekonany, że całkiem sporo osób przenosiło do gry fantazje, których w innym wypadku nie udałoby im się spełnić albo frustracje i kompleksy, ujawniające się tak w konstrukcji postaci, jak i ich erotycznych zachowaniach. Nie mam pewności, na ile ruchy te miały charakter terapeutyczny, ale komuś mogły pomóc dojść do ładu z samym sobą. Tak jak nie mam pewności, ile ladacznic to byli tak naprawdę szukający podniety faceci, co jednak niewielu osobom przeszkadzało. W końcu to była gra i jeśli nie wyrażano woli, to nikt nie pytał, kto siedzi po drugiej stronie monitora.
Nie było to ważne.
Autorem artykułu jest Salantor
Źródło: http://turkeyenterprises.blogspot.com/2013/10/kb-48-erotyka-w-vallheru.html