[Messir] Święto Niepodległości
Osiemnasty Lotesse – tego dnia wszystko zdawało się być w pełni dopracowanym. Nawet pogoda zdawała się dopisywać, jakby w celu uświetnienia tego i tak wspaniałego dnia. Delikatny, ciepły wiatr uprzyjemniał mieszkańcom ten dzień, słońce przygrzewało. Nie było gorąco, pogodę można było raczej nazwać ciepłą, umiarkowaną. Na niebie widać było nieco białych chmur, jednakże nie sposób było dostrzec w nich jakiegokolwiek zagrożenia deszczem. Stąd też organizatorzy uroczystości nie mogli martwić się potencjalnymi problemami w trakcie tego, co przygotowano. A przygotowano wiele.Zgodnie z nakazami Tutora oraz Rady Święto Niepodległości było dniem wolnym od pracy. Większość gospód, sklepów i warsztatów była dzisiaj pozamykana, tak więc niemal wszyscy mieszkańcy mieli czas cieszyć się atrakcjami. To był jeden z tych dni, w których można było pozwolić sobie na drobne zapomnienie. Ludzie, zamiast skoncentrować się na troskach dnia codziennego, cieszyli się świętem. Problemy nie znikały, jednakże dziś można było nie myśleć o tym, że kolejna konsekwencja zimy daje się we znaki. Powodzie dręczące Republikę Messiru utrudniały dostawy i niszczyły uprawy, a wszystko to szkodziło państwu, ale teraz nie było to aż takie ważne.
Złoto, którego nie szczędzono na organizację tego wszystkiego, zostało dobrze wydane. Nie sposób było z niezadowoleniem stwierdzić, że coś poszło nie tak, bowiem dobra organizacja i staranna praca przyniosły oczekiwany efekt. Efekt, dla którego do stolicy zjechało się wielu mieszkańców, by obserwować przebieg Święta Niepodległości. Fascynujący się militariami byli tutaj niewątpliwie dla parady, zjawiło się wielu początkujących magów, chcących podziwiać kunszt iluzjonistów, którzy mieli się dziś wykazać.
Już od samego rana na rynku dało się dostrzec magów. Trzydziestu mężczyzn stało niemal na samym środku, wszyscy nieruchomo, z dłońmi delikatnie uniesionymi ku górze. Chwilami je opuszczali, regularnie co chwilę się poruszali, delikatnie zmieniając pozycję. Dało się usłyszeć też ciche ich nucenie w języku staroelfickim. Pośród magów byli zarówno ludzie, elfowie jak i półelfowie, wszyscy ubrani tak samo – w niebieskie, długie szaty. Magów kręgiem otaczali strażnicy, wyróżniający się mundurami wyjściowymi. Mieli więc na sobie długie spodnie o prostych nogawkach w kolorze czarnym, białe koszule z krótkim rękawem, kurtki olimpijki w kolorze czarnym, czarne rękawiczki, czapki rogatywki obszyte czarnym galonem i czarne, wysokie buty. Każdy z nich też miał złote oznaczenia stopnia. Głównie byli to strażnicy lub też starsi strażnicy.
Cały rynek był dziś ozdobiony niby złotem i srebrem, przy każdym wejściu do niego stali strażnicy w umundurowaniu wyjściowym. Było tutaj wielu grajków, którzy umilali czas ludziom wesołymi melodiami. W obchodach święta nie dominowała powaga tylko radość. Na rynku był nawet specjalny placyk, na którym ludzie mogli tańczyć. Tam właśnie zebrali się muzycy, razem grający ustalone wcześniej melodie. Jedynie w pobliżu magów panowała cisza, aby im nie przeszkadzać.
Znacznie więcej mieszkańców niż na rynku znajdowało się obecnie przy bramach miasta lub na drodze prowadzącej od bram do rynku. Wszyscy zebrali się tutaj z powodu parady, która przyciągała zdecydowanie najwięcej uwagi. Starannie zorganizowana ruszyła od bram miasta równo w południe. Przede wszystkim byli tam żołnierze, mający na sobie długie czarne spodnie o prostych nogawkach, ciemnobordowe koszule z krótkim rękawem, czarne marynarki z długimi rękawami i z dwoma rzędami ciemnobordowych guzików, zawierających stylizowany wizerunek krzewu różanego wpisanego w tarczę, sięgające do połowy ud, białe rękawiczki, czarne rogatywki, z takim samym emblematam jak na guzikach, na froncie obszyte bordowym galonem i sznur galowy koloru srebrnego upinany do marynarki na prawym ramieniu, a do tego, oczywiście, oznaczenia stopni wojskowych. Towarzyszyli im magowie, wszyscy mający na sobie niebieskie szaty, przedstawiciele różnych ras. Była też orkiestra złożona z ludzi i elfów, ubranych w eleganckie czarne stroje złożone z oficerek, czarnych spodni, białych koszul i czarnych marynarek o długim rękawie.
Parada ruszyła w równym szyku, w rzędach po osiem osób, równym tempem, w takich samych odległościach, tworząc spory prostokąt. Wzdłuż każdego boku tego prostokąta szli żołnierze, a także w drugim rzędzie od przodu i od końca. W trzecim od końca i od początku maszerowali członkowie orkiestry, natomiast w kolejnym magowie. Żołnierze pełniący funkcje reprezentacyjne odznaczali się dyscypliną i organizacją. Ich pancerze zdawały się błyszczeć, a wszyscy wyglądali imponująco – było to wzmocnione przez magów, którzy utrzymywali energię magiczną tak, aby wzmocnić finalny efekt. Instrumentaliści utrzymywali miłą atmosferę grając nieco wzniosłą, ale przyjemną i radosną melodię.
Gdy tylko wszyscy weszli na rynek parada powoli zaczęła się rozchodzić, tak, aby na środku pozostały jedynie cztery rzędy żołnierzy. Teraz na nich koncentrowała się magia. Wszyscy ustawili się równo, jeden obok drugiego, po ośmiu. Mężczyźni stali nieruchomo przez niecałą minutę, po której zadziałał kolejny element rytuału. Tym razem żołnierze rozbłyśli oślepiającym światłem, dość jasnym, by nie można było im się przyglądać. Gdy tylko ta jasność opadła, byli już znacznie więksi, wzrostu niemal czterech metrów. Magowie domyślić się mogli, że na oddział nałożono iluzję, a jej efekt był starannie dopracowany w najmniejszych szczegółach. Teraz już zamiast umundurowania wyjściowego mieli na sobie pancerze, pełne zbroje płytowe. Wszyscy mieli też przy sobie bronie, długie ostrza, bastardy.
Tymczasem pod uliczkami miasta…
– Wszystko gotowe, bracia. – z patosem odpowiedział młody osobnik rasy ludzkiej odziany w ciemne szaty i okryty płaszczem wyciętym z koła, zakryty kapturem na tyle, by mógł pozostać incognito. Reszta nielicznych zgromadzonych była w podobnych strojach.
– Messir niepodległy. Właśnie dziś obchodzimy kolejną rocznicę. Napawa mnie obrzydzenie, kiedy słyszę te wszystkie okrzyki radości i beztroski. Oni wszyscy są ślepi na to, co tak naprawdę dzieje się w naszym ukochanym państwie. Nie pozwólmy by Ci wszyscy emigranci zjedli nasz kraj od środka jak jakiś pasożyt! Nie ma chwili do stracenia! Ruszajmy!
Na placu zaś, tuż przed żołnierzami, pojawiła się teraz mgła, którą niemal od razu rozbiło światło. Gdy mgła opadła dało się dostrzec w jej miejscu cztery rzędy żołnierzy niegdysiejszego tyrana. Byli tego samego wzrostu, równie dopracowani pod względem szczegółów, jednakże zabrudzeni, o plugawych wyrazach twarzy i w brudnych czarnych pancerzach. Pokazywano ich karykaturalnie w odróżnieniu od wyidealizowanych żołnierzy Republiki. Od razu zaczęła się walka pomiędzy iluzjonistycznie wyidealizowanymi żołnierzami a iluzjami przeciwników. Jako że nie wydawali żadnych dźwięków, to tę stratę nadrabiali członkowie orkiestry, którzy ustawili się tuż obok i grali.
Po kilkunastu minutach oddział Republiki wygrał – iluzję rozproszono. Towarzyszyły temu stworzone przez iluzjonistów fajerwerki, wybuchające nad głowami mieszkańców, nad budynkami, tworzące piękną mieszaninę barw. Niekiedy błyszczące światełka łączyły się w kształty przez sekundę przypominając smoka lub ścierające się dwa oddziały. Na placu pozostał jeden wojownik, ale kto w całym zgiełku zabawy i radości zauważyłby jednego fałszywego wojaczka?
Gdy skończył się pokaz iluzjonistyczny odśpiewano hymn narodowy. A przynajmniej zaczęto… Sekunda… Może dwie..