Wieści z Fereldenu #19
Kolejny raz pragniemy zaprosić Was do Fereldenu – krainy znanej Wam z serii Dragon Age. Niedługo nasza gra będzie świętować swoje trzecie urodziny. Przez ten czas rozegraliśmy wspólnie ponad trzysta większych sesji oraz niezliczoną ilość sesji prywatnych. Nie liczmy nawet wszystkich karczm oraz pomniejszych fabułek lub wydarzeń wysyłanych na dzienniki.
Czas szybko płynie.
Przez grę przewinęło się wiele osób, wprowadzono znaczą część zaproponowanych pomysłów oraz stale rozwijano naszą wiki ułatwiając nowym odnalezienie się w realiach. Każdego dnia powstało coś nowego. Dodano mapę, gdzie można odnaleźć najważniejsze lokacje oraz znaleźć interesujące questy. Karczma questowa raz za razem zmienia się w inne miejsce, a nasi drodzy karczmarze animują rozgrywkę najróżniejszymi postaciami.
Gra ferelden.pl jest grą opartą głównie na fabule. Elementy mechaniczne wprowadzone do niej mają służyć tylko wzbogaceniu rozgrywki, ewentualnie pozwalają zająć czas pomiędzy kolejnymi odpisami w sesjach. Niedawno zamiast „Smoka” wprowadzono „Labirynt”, czyli proste klikanki, które pozwalają na oderwanie się od czystej fabuły i pobawienie się w wolnym od odpisów czasie.
Tymczasem w Fereldenie
W Redcliffe żołnierze zdołali odkryć położenie kryjówki, w której przetrzymywano i mordowano elfy. Grupa musiała liczyć przynajmniej sześć osób. Było wiadomo, że zabito dwóch z nich, reszta jednak zbiegła. Przyczaili się, przenieśli działalność czy też uznali, że nie chcą już ryzykować? W każdym razie w pobliżu wioski nie pojawiały się już ciała (czy też ich odcięte części), powoli też zarzucano środki ostrożności. Szeptano natomiast, że być może wkrótce arlessa pośle dokądś żołnierzy. Czyżby chodziło o lorda Crumbacha, który wciąż nie dawał znaku życia? Próby ostrożnego zwiadu na jego ziemiach spełzły na niczym.
Trupy za to znajdowano na zachodzie arlatu w wioskach leżących w pobliżu świeżo odremontowanego Fortu Białej Mewy. Czy źródłem problemów okolicy mógł być Fort, uważany przez niektórych za przeklęty?
Lecznica Kręgu rozpoczęła działalność i przez pierwsze tygodnie przyjmowała chorych za darmo. Ludzie nie garnęli się dniami i nocami, zwłaszcza, że Wieża nie leżała w pobliżu większych miast, niemniej pojawiło się kilkunastu pacjentów. Czasem byli tu ludzie, którzy widzieli jak magowie pomagali podczas Plagi, czasem tacy, których nad brzeg jeziora zagnała desperacja. Templariusze przynajmniej dwukrotnie musieli interweniować w obronie uzdrowicieli. Na dwór królewski zaś przybył Zaklinacz Feiroll, z wyboru członków Kręgu nowy mag króla. Jego pojawienie wywołało sporo głosów niezadowolenia, lecz nie wydawało się, by Alistair szczególnie się nimi przejmował. Część szlachty przyjęła tę decyzję jednak neutralnie bądź w miarę pozytywnie – Eamon, którego syn przebywał w Kinloch, wciąż był wysoko cenioną, wpływową osobą, kojarzono także, że Krąg miał swoje zasługi w bitwie o Denerim.
W samej Twierdzy Kinloch panował niepokój. Wielu handlarzy otwarcie narzekało, że nakazano im czasowo wstrzymać dostawy materiałów, droższego jedzenia oraz drewna. Niektórzy mówili, że w środku odbywały się małe przygotowania przed zimą, inni wspominali o nieprzyjemnych snach, jakie nawiedzają mieszkańców. Pojawiła się również plotka, że do Orzammaru udała się grupa templariuszy. Być może chodziło o lyrium, jednak pogłoski mówiły o rozmowach z rodzinami rzemieślników, a zwłaszcza kamieniarzy. Czyżby planowano nieco wzmocnić lub dokonać rozbudowy Wieży? Nie w sposób było ustalić. Wiadomym było, że ściągnięto do Wieży dodatkowych templariuszy.
Ostatnimi czasy, niewielka, umierająca wioska górnicza o mało dumnej nazwie Harscliffe stała się centrum zainteresowania wszystkich mieszkańców Arlatu Zachodnich Wzgórz. Stało się to za sprawą wielkiej przepaści, która otworzyła się na obrzeżach miasta, prowadząc pionowo w dół. Wedle opowieści, z przepaści dochodził płacz dziecka. Posłano po Szarą Straż, która zeszła pod ziemię i znalazła źródło problemu, leżące w zrujnowanym, krasnoludzkim Thaigu. Problem został zażegnany, ale zainteresowanie wioską dopiero wzrastało. Plotki o obecności krasnoludzkiego Thaigu rozeszły się szybko, a wielu ludzi chciało zobaczyć coś podobnego na własne oczy. Chociaż wioska zarobiła na tym krocie, wojska arlatu nie były zachwycone – musiały one bowiem bardzo uważnie strzec, by nikt nie próbował zapuścić się pod ziemię i szukać skarbów.
Zaczęły pojawiać się też plotki, że po Fereldenie znów grasują niewielkie grupy Pomiotów. Nie było ich wiele – nie na tyle, by obawiać się kolejnej Plagi. Bardziej prawdopodobną opcją było jednak to, że były to niedobitki z nie tak odległych wydarzeń na Północnym Wybrzeżu, które zdołały rozejść się po całym kraju. Jedną grupę widziano na obrzeżach Brecilianu, dwie kolejne grasowały w okolicach Gwaren. Podobno i w okolicach Szczytu Wojownika widziano zbrojną grupę. Ci, którzy spotkali się już z tymi stworzeniami wcześniej, mogli dostrzec coś dziwnego w ich zachowaniu.
Każde dziecko wiedziało, że Mroczny Pomiot chciał jedynie niszczyć i siać zamęt. Te działały jednak bardziej składnie, przemieszczając się niewielkimi grupami i ignorując wszystko co nie stanowiło dla nich zagrożenia. Ich ofiarą padły do tej pory trzy wioski, każda oznaczona w podobny sposób – ciała wszystkich mieszkańców porąbano na kawałki i zbudowano z nich osobliwe rzeźby.
Co zaś tyczyło się samego Północnego Wybrzeża? Chociaż Arl Gavran Atherton radził sobie bardzo dobrze z zarządzaniem miasta jak i arlatu, los nie zawsze był mu łaskawy. Wojna z lokalnymi bandytami dobiegała już końca i przez chwilę wszystko sugerowało, że Wysokoże w końcu pozna spokój. Niestety, gdy temperatury zaczęły spadać na tyle nisko, by niezbędne było ogrzewanie domów, ich opłakany stan techniczny dał o sobie znać. Wystarczyła jedna nieuważna osoba, by ogień rozprzestrzenił się z paleniska, na ściany domu. W ciągu minut spora część dzielnicy stała w ogniu. Brakowało armii, która pomogłaby w gaszeniu pożaru, więc opanowanie ognia zajęło zdecydowanie zbyt długo. Krajobraz Wysokoża, zazwyczaj składający się z zaniedbanych domów, teraz wzbogacił się o rozległe pogorzelisko. Nie udało też uniknąć się ofiar w ludziach. Ze wszystkich sił próbowano jednak zadbać o to, by mieszkańcy nie popadali w rozpacz. Nawet jeżeli nie było to szczególnie łatwe.